W większości w pustych miejscach w programach ochrony roślin nie pojawiają się produkty chemiczne, ale również i biologiczne, bardziej przyjazne środowisku. Producenci zadają pytanie, dlaczego wypada dana substancja aktywna? Okazuje się, że zmienia się prawo dotyczące pozostałości po środkach ochrony roślin, profile toksykologiczne, a większość substancji jest już stara i może nie przejść nowych, ostrzejszych norm. Z tego względu firmy chemiczne nie stają w obronie konkretnych substancji aktywnych. Poza tym trzeba włożyć dużo pieniędzy w nowy proces rejestracji, a na rynku jest wiele generyków, które są tańsze.
W bieżącym sezonie nie będzie już...
- Nie będzie już mankozebu, a wraz z nim wielu fungicydów, które doskonale chroniły warzywa przed chorobami grzybowymi. Czysty mankozeb miał również zastosowanie w ochronie wielu gatunków warzyw jako substancja zapobiegająca infekcjom. Będzie mniej substancji aktywnych w ochronie m.in. pomidorów, ogórków i cebuli przed zarazą ziemniaka, mączniakiem rzekomym, alternariozą i stemphylium (nie będzie możliwości zapobiegania stemphylium). Pozostają na rynku produkty chroniące cebulę, ale ich zastosowanie jest znacznie droższe. Niewielka liczba substancji aktywnych, zwłaszcza tych działających systemicznie, uniemożliwi rotację wymaganą przez integrowaną ochronę, co może w konsekwencji po kilku latach spowodować uodpornienie patogenu.
fot. stemphylium na cebuli z dymki
fot. Zaraza ziemniaczana
- Bez metalaksylu - Ze względu na wycofanie mankozebu, z rynku zniknie również jedyny produkt do zwalczania mączniaka na warzywach kapustnych, stosowany w produkcji rozsady. Zawierał on metalaksyl działający systemicznie i chroniący przed mączniakiem w uprawie kalafiora i brokułu.
- Bromoksynil - Z programu znika również substancja aktywna wykorzystywana w ochronie cebuli przed chwastami o nazwie bromoksynil. Skutecznie zwalczała chwasty, np. starca zwyczajnego, marunę, rumianki, psiankę czarną, samosiewy rzepaku i inne chwasty kapustne. Substancja była nalistna, a więc działająca bez względu na przebieg pogody. Sucha gleba uniemożliwiała zastosowanie substancji doglebowych, a w przypadku tej nalistnej chwasty były doskonale niszczone. Jedynym ograniczeniem była faza rozwojowa cebuli. Im starsze rośliny, tym było więcej objawów fitotoksyczności.
fot. Starzec w cebuli
O tym pamiętaj!
Nie czytają etykiet, nie znają biologii
Inne substancje aktywne znikające z rynku to insektycydy z grupy neonikotynoidów. Na szczęście w uprawie warzyw, może nie wszystkich, można poradzić sobie z ochroną przed szkodnikami. Nowe produkty wprowadzane na rynek są skuteczne i bezpieczne dla środowiska, ale dość drogie. Niestety, nie wszyscy rolnicy wiedzą jak je skutecznie stosować. Nie czytają etykiet, a ci, którzy przeczytali, nie rozumieją co w nich napisano. Stosowanie wielu produktów opierają na opowieściach innych producentów, jak również sprzedawców w sklepach. Powoduje to wiele błędów i niedomówień, a w następstwie wolne czy słabe działanie w zwalczaniu szkodników na plantacjach warzyw. Nie wszystkie insektycydy zwalczają stadia dorosłe owadów, a rolnicy nie wiedząc o tym, stosują produkty i liczą na dobre efekty. Nie znają biologii szkodników i nie wiedzą, że najlepiej zwalczać młode stadia larwalne, aby przerwać łańcuch rozmnożeniowy. Rolnicy są przyzwyczajeni, że produkt po zastosowaniu działa natychmiast. Niestety, nowoczesna „chemia” nie ma takich możliwości. Co nie oznacza, że szkodniki po spożyciu substancji aktywnej dalej żerują aktywnie i powodują straty w plonie.
Producenci nie chcą wydawać pieniędzy na ochronę roślin, kiedy nie widzą zagrożenia
Na rynku pojawia się coraz więcej produktów nie chemicznych, pozwalających na zwalczenie, odstraszenie, czy też utrudnienie żerowania szkodnikom, ale muszą być stosowane profilaktycznie. Zastosowanie ich podczas żerowania lub infekcji przyniesie tylko straty gospodarcze. Produkty biologiczne o których piszę są bardzo dobre, ale trzeba wiedzieć, kiedy je zastosować i na co. Takie insektycycdy o działaniu odstraszającym na naszym rynku są od kilkunastu lat. Mała ich popularność świadczy o tym, że działanie jest zbyt krótkie w stosunku do oczekiwań, a cena zbyt wysoka w stosunku do możliwości rozwiązań chemicznych.
Inne produkty, które wytwarzają niekorzystne warunki do zasiedlania plantacji i do żerowania larw, muszą być stosowane zapobiegawczo, czyli znacznie wcześniej, niż pojawią się szkodniki, czy też choroby. Producenci nie chcą wydawać pieniędzy na ochronę roślin, kiedy nie widzą zagrożenia.
Na rynku pojawiły się również produkty, które potrafią unieruchomić owady dorosłe niektórych gatunków szkodników, ale nikt nie tłumaczy producentom, że działają na te, które zostały opryskane, a te, które przyleciały na plantację muszą być opryskane ponownie. Koszty stosowania wzrastają. Kilka lat temu, kiedy pojawiły się masowe naloty mączlików, mówiłem o prowadzeniu sygnalizacji i obowiązku wykonywania zabiegów na danym obszarze w tym samym czasie. Nie wszyscy słuchają, a potem walczą z wiatrakami.
Dalsze wycofania nie są dobre
Jeśli Unia będzie dalej wycofywać substancje aktywne z programu ochrony warzyw, może dojść do takiej sytuacji, że w krajach europejskich nie będzie można wyprodukować niektórych warzyw, a sklepy, chcąc nimi handlować, będą sprowadzać je spoza UE i nie będą patrzeć, czym są chronione i jakie są pozostałości.
Należy jak najszybciej wprowadzać rozwiązania biologiczne, żeby usprawnić działanie produktów chemicznych i żeby produkować zdrową żywność w naszych krajach. Wprowadzanie to jedno, a bezstronne doradztwo technologiczne to drugie. Bez fachowego wsparcia doradców może być trudno takie produkty wprowadzić do praktyki.
Piotr B.