StoryEditor

Książę czy żebrak, czyli sprzedaż na WGRO cz.1.

10.08.2016., 10:39h
Ogrodnicy zrzeszeni w Wielkopolskim Związku Ogrodniczym (koło Poznań) wnieśli wielki wkład w utworzenie Wielkopolskiej Giełdy Rolno-Ogrodniczej. Jeszcze niedawno ogrodnicy handlowali pod marketem Obi, ścigani przez policję, nie mając żadnego wpływu na godziny funkcjonowania giełdy.

Rolnicy – producenci warzyw i owoców mogą wjechać na Wielkopolską Gildię Rolno-Ogrodniczą dopiero o godzinie 23.00. Jest to pora niedogodna zarówno dla producentów, jak i kupujących. Codziennie w godzinach popołudniowych na ulicy dojazdowej do rynku hurtowego ustawiają się samochody dostawcze z towarem. Podejmowane są próby sprzedaży plonów. Dlaczego próby? Regularnie zjawia się policja, próbując karać rolników mandatami, gdyż handel w tym miejscu jest zabroniony. Z inicjatywy WGRO teren potencjalnego handlu obsadzono zielenią i zagrodzono barierami.

Podczas obserwacji tego miejsca nasuwa się pytanie: dla kogo jest rynek hurtowy? Czy producent rolny musi jak żebrak czy złodziej wypatrywać policji i błyskawicznie przerywać transakcję handlową na widok władzy?

Poniżej kilka wypowiedzi rolników stojących u bram Gildii.

Producent truskawek z Pleszewa:

– Tutaj przed giełdą wolno tylko stać i czekać na zmiłowanie, aż nas wpuszczą, nie wolno handlować. Zbieramy od rana truskawki, ładujemy samochód i chcemy je sprzedać w godzinach popołudniowych, żeby normalnie wyspać się w swoim łóżku i mieć siłę do pracy w polu na drugi dzień. Na innych giełdach w Polsce handluje się przez całą dobę. Niestety, do innych rynków mam za daleko. W grę wchodzi jeszcze Kalisz, ale tam towar bardzo słabo schodzi. Z tego co wiem, były próby rozmów z zarządem giełdy, ale skutków nie widać.

Producent malin z Wągrowca:

– Na poznańskiej giełdzie handluję od lat, ale obecnie przyjeżdżam coraz rzadziej. Dziś przyjechałem z pierwszymi malinami, ale widzę, że nic się nie zmieniło na lepsze. Jak do tej sytuacji mają się handlowe tradycje Poznania? Dawniej, gdy można było handlować po południu, zaopatrywali się tutaj handlarze przerzucający towar do Berlina. Kupiony w Poznaniu przed wieczorem, zdążył dotrzeć do berlińskich sklepów na rano. Ja przed północą byłem już w domu. Teraz kupcy wybierają Wrocław, czy Łódź. Tutaj pustki, klientów nie widać, tylko krąży policja. Nie jestem przestępcą, żebym potajemnie handlował towarem, na który ciężko pracuję. Optymalną godziną wjazdu na rynek, nie tylko moim zdaniem, jest 16.00.

Kupiec ze Środy Wlkp.:

– Handluję wraz z mężem na targowisku w Środzie Wlkp. Zaopatrujemy się w towar m.in. tutaj, na giełdzie. Mamy już swoje lata i ciężko nam stać na targowisku po nieprzespanej nocy. Chcielibyśmy wjechać na giełdę o 16.00, kupić co trzeba i za dnia wracać do domu. Czasem uda nam się coś kupić tutaj pod giełdą, ale jeździ policja. To prawie jak kontrabanda. Dla władz giełdy liczy się spożywka, która handluje nocą. Co tam rolnik płacący niewielki abonament, ważni są właściciele boksów, przynoszący giełdzie największe zyski. 

Kupiec z Komornik:

– Ruch na giełdach spada, bo ludzie kupują w hipermarketach, ale nam prowadzącym mniejsze warzywniaki zadania się nie ułatwia. Dlaczego giełda nie funkcjonuje, tak jak w innych miastach, 24 godziny? Nie jestem już młokosem, więc pamiętam powstawanie giełd. Zainwestowano w nie duże społeczne pieniądze, żeby stworzyć miejsca bezpośredniego spotkania plantatorów i kupców. Dla kogo teraz jest poznańska giełda, bo z pewnością nie dla nas ani dla rolników.

Rozmawiała Katarzyna Wójcik

Więcej opinii rolników przeczytasz w następnej części - Książę czy żebrak, czyli sprzedaż na WGRO cz.2.

22. listopad 2024 06:43