StoryEditor

Jak bez Ukraińców poradzą sobie plantatorzy w gminie Czerwińsk nad Wisłą?

27.04.2020., 00:00h

Już za chwilę wystartuje sezon zbioru owoców miękkich. Najpierw truskawki, potem maliny, porzeczki, wiśnie i czereśnie, a w końcu jabłka. Przez ostatnie lata polscy sadownicy do rwania tych owoców zatrudniali głównie Ukraińców. Ale w tym roku z uwagi na zamknięte z powodu koronawirusa granice, zabraknie rąk do pracy. Postanowiliśmy sprawdzić, jak z tym problemem radzą sobie plantatorzy w największym zagłębiu truskawkowym w Polsce – w rejonie Czerwińska n. Wisłą.

Zazwyczaj o tej porze roku na polach w powiecie płońskim było już sporo ludzi. Jedni pielili truskawki, inni rozkładali linie kroplujące. W tym roku jest niemalże pusto. A wszystko przez koronawirusa, który zamknął granice większości krajów i tym samym zablokował przyjazd pracowników sezonowych z Ukrainy. A bez Ukraińców polskie rolnictwo i sadownictwo zwyczajnie leży.

Producenci truskawek w trudnej sytuacji

- Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, bo potrzebujemy do zbioru truskawek ok. 30 osób. A w tej chwili mam 4 osoby. Są to Ukraińcy, którzy po prostu nie wyjechali z Polski. Cały czas próbuję ściągnąć do siebie kolejnych pracowników, jednak jest to niezwykle trudne. Ze straży granicznej otrzymuję sprzeczne informacje, czy będą mogli przekroczyć granice, czy nie i na jakich warunkach. Bo przecież na Ukrainie przynajmniej do 13 maja granice są zamknięte. Ale liczę na to, że za kilka dni uda mi się pięć osób przywieźć. Bo chyba będzie tak, że po nich pojadę na granicę. Na razie przesyłam im wszelkie możliwe dokumenty, by i oni mogli załatwić wszystkie formalności związane z przyjazdem. Mają paszporty biometryczne, więc przynajmniej obejdzie się bez wizyty w konsulacie, które na Ukrainie są zamknięte – mówi w rozmowie z nami inż. Bartłomiej Grześkiewicz, plantator truskawki z Goławina w gm. Czerwińsk n. Wisłą.

Podobny problem ma także Krzysztof Koniec, który do zbioru truskawek potrzebuje przynajmniej 45 Ukraińców. Na razie liczy na to, że granice zostaną niedługo otwarte dla pracowników sezonowych.

- Mam 25 ha truskawki, z czego w tym roku owocującej 15,5 ha. Więc rąk do pracy potrzebuję mnóstwo. Szacuję, że powinno być to minimum 45 Ukraińców i do tego Polacy. Ale jak wiadomo, przez koronawirusa granice są zamknięte, więc tej siły roboczej nie ma - wyjaśnia w rozmowie z nami Krzysztof Koniec, plantator z Woli Krysk w gm. Naruszewo.

Wczesnych odmian nikt nie zbierze

Sytuacja robi się rzeczywiście dramatyczna. Praktycznie w każdym gospodarstwie brakuje pracowników, i to nie kilku, a kilkudziesięciu.

- Jesteśmy przerażeni brakiem rąk do pracy. Ten, kto miał informację o Ukraińcach przebywających w Polsce, szybko zaoferował im pracę. Ale niestety, okazało się, że takich pracowników jest zdecydowanie za mało. Plantatorom udało się ściągnąć po 2-3 Ukraińców do gospodarstwa, a przecież w sezonie potrzeba 25-30 osób na średnią plantację – mówi Jacek Witkowski, plantator z okolic Czerwińska nad Wisłą i doradca jagodowy.

Jego zdaniem wszystko wskazuje na to, że polskich truskawek, przynajmniej tych wczesnych odmian, nikt nie zbierze.

- Zbiór wczesnej truskawki widzę czarno. A przecież w naszym regionie większość plantacji jest przyspieszana. Według mnie, jeżeli nie będzie pracowników, plantatorzy odpuszczą zbiór tych wczesnych odmian. I spróbują znaleźć pracowników na zbiór późniejszych owoców, bo być może do tego czasu ruch na granicy zostanie przywrócony - mówi Witkowski.



Truskawki w tunelach u Bartłomieja Grześkiewicza

Liczą na cud

Plantatorzy ratują się, jak mogą i próbują opóźnić dojrzewanie owoców.

- Póki co odkryłem truskawkę, by nie przyspieszać jej dojrzewania, bo liczę, że za kilka tygodni coś się zmieni i pracownicy sezonowi będą mogli przekraczać granice - mówi Krzysztof Koniec.

- Wczesnych odmian truskawek raczej nie zbiorę. Liczę na to, że uratuje mnie późniejszy zbiór owoców z tunelów foliowych na stojąco – wyjaśnia Grześkiewicz.

Polaków chętnych do rwania brak

Część producentów truskawki stara się znaleźć pracowników wśród Polaków. Zamieszczają ogłoszenia i w internecie, i na tablicach gminnych. Póki co bez efektu.

- Nie ma zainteresowania pracą przy zbiorze truskawek. Mieliśmy nadzieję, że Polacy, którzy stracili pracę w wyniku epidemii koronawirusa, zdecydują się na zarobek przy zbiorze owoców. Nic z tego! Na moje ogłoszenie o pracę nie odpowiedział nikt. To samo spotkało moich sąsiadów. A dawaliśmy naprawdę dobre warunki. Średnio dziennie można zarobić 300 zł, i to z wyżywieniem. Ale nikt się nie skusił - mówi nam Witkowski.



Za kilka, kilkanaście dni tak będą wyglądały wczesne odmiany w tunelach... Niestety, prawdopodobnie zostaną na krzakach

Gminy ruszają na ratunek

Plantatorom próbują pomóc także władze gminne. Wójt gminy Czerwińsk n. Wisłą Marcin Gortat opublikował wykaz firm chcących współpracować w zakresie zatrudnienia pracowników do zbioru owoców. Z kolei wójt gminy Załuski Kamil Koprowski na facebookowym profilu zamieścił ogłoszenie, w którym zachęca do podjęcia pracy sezonowej.


Jednak plantatorzy obawiają się, że osoby nieprzyzwyczajone do pracy w ciężkich warunkach polowych, zwyczajnie nie dadzą rady.

- Co do Polaków, nie wiem czy pomysł zatrudniania kogoś, kto pracował w sklepie lub biurze jest dobry. Jak taka nieprzyzwyczajona do pracy na roli osoba ma wytrzymać kilkanaście godzin na polu w 40-stopniowym upale? – zastanawia się Krzysztof Koniec.

Zarobki są wysokie

Ale trudne warunki pracy rekompensują dość wysokie zarobki. W ubiegłym roku plantatorzy płacili 1,5 zł za łubiankę, więc dniówka wychodziła w granicach 300-350 zł. W tym roku stawki pewnie będą wyższe.

- Ludzie rwali po 240, 260 łubianek. Rekordzistami byli małżonkowie z Ukrainy, którzy dziennie zbierali łącznie 640 łubianek. Dla nich to sporo pieniędzy. Ale w tym roku to pracownicy np. Polacy chcą dyktować stawki, bo wiedzą, że sadownicy są w kropce. Już doszły mnie słuchy, że za godzinę pielenia truskawki życzą sobie 15,50 – 17 zł. To za łubiankę krzykną pewnie 3 zł! - mówi Krzysztof Koniec.

Samozbiór niekończenie

Pojawił się też pomysł, by zapraszać konsumentów do samodzielnego rwania truskawek. Ale rolnicy mają wątpliwości, czy takie rozwiązanie się sprawdzi.

- Z tym wpuszczaniem ludzi, żeby sami sobie zrywali owoce to jest kiepski pomysł. Po pierwsze nie wiadomo, czy nie będą zakażeni, a jednak na polu mogą spotkać moich pracowników lub np. rodziców. A po drugie – zerwą tylko te ładniejsze, resztę zostawią i do tego jeszcze podepczą – mówi Grześkiewicz.

Niemcy zwożą pracowników, polskie ministerstwo szuka pomysłu


Plantatorzy domagają się natychmiastowych działań rządu, które umożliwiłyby przyjazd pracowników sezonowych z zagranicy. Inne kraje jakoś radzą sobie z tym problemem, czemu u nas jest inaczej? Przecież Komisja Europejska oczekuje, że państwa członkowskie ułatwią pracownikom sezonowym sprawne przekraczanie granic. Niemcy i Wielka Brytania już od kilku tygodni organizują specjalne czarterowe loty dla pracowników z Rumunii!

- My jesteśmy w stanie zapewnić im odpowiednie warunki, w których mogliby spędzić dwutygodniowy okres kwarantanny i tak zorganizować pracę, by nie mieli kontaktu z nami i innymi pracownikami – zapewnia Witkowski.

Spytaliśmy więc ministerstwo rolnictwa, jak zamierza pomóc plantatorom i kiedy Ukraińcy przyjadą do Polski.

To, co usłyszeliśmy nie napawa optymizmem. Oczywiście, resort twierdzi, że podejmuje działania, aby umożliwić pracownikom z Ukrainy podjęcie pracy w polskich gospodarstwach. Jednak mamy już końcówkę kwietnia, a efektów tych działań nie widać… Truskawka nie poczeka, aż resort się namyśli.

- Szukamy sposobów umożliwienia pracownikom sezonowym z Ukrainy przyjazdu do Polski. Przygotowywane są kolejne rozwiązaniami, które ułatwią im podjęcie pracy w gospodarstwach rolnych. MSZ prowadzi pogłębioną analizę kwestii dotyczących pracy konsulatów na Ukrainie, w kontekście procedur wydawania wiz – wyjaśnia nam ministerstwo.

I zapewnia, że minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski postuluje, aby pracownicy sezonowi po przyjeździe do kraju mogli pracować podczas odbywania kwarantanny.

- Wszystko fajnie, tylko że niech najpierw będą mieli w ogóle możliwość przyjazdu! W innych krajach mogą pomóc rolnikom, a u nas jak zwykle jest z tym kłopot – mówi nam Danuta Adamiak, z którą rozmawialiśmy o pomyśle ministra.

W efekty działań ministra nie wierzy także Bartłomiej Grześkiewicz.

-Na ten moment nie otrzymaliśmy od państwa żadnej pomocy. Mimo szumnych zapowiedzi w mediach, że banki uruchomiły dla rolników kredyty preferencyjne, okazało się, że to nieprawda. Dzwoniłem do banku i usłyszałem, że żadnych linii kredytowych nie ma! Więc z umożliwieniem przyjazdu pracowników może być tak samo – wyjaśnia nasz rozmówca.

Z szacunków Personnel Service wynika, że w sytuacji gdy stan epidemiczny potrwa do czerwca, granicy z Polską nie przekroczy nawet 480 tys. obywateli Ukrainy… A to oznacza, że polskie truskawki zostaną na krzakach. Producenci nie zarobią, a konsumenci obejdą się smakiem…

Kamila Szałaj, fot. główne Wójcik

24. listopad 2024 11:06