Sławomir Olech szukając dodatkowego obok trzody zarobku, 5 ha obsadził czarną porzeczką (Ojebyn i Titania).Kupił samobieżny kombajn. Przez kilka lat plantacja owocowała, aż tuż przed zbiorami przyszedł grad i zniszczył wszystko. Mimo przycięcia pędów rośliny już się nie odrodziły. – Wtedy bardzo liczyliśmy na ten zarobek, bo za porzeczkę i świnie chcieliśmy pokryć dachem właśnie budowany dom – opowiada gospodarz. Nie wyszło. Plantacja zlikwidowana, kombajn sprzedany i co dalej? Zawsze mówię, że warto rozmawiać. Pomogła rozmowa z weterynarzem, często goszczącym u nas z powodu hodowli. Przytoczył nam przykład gospodarstwa trzodowo-dyniowego. Postanowiliśmy powielić ten wzorzec. I tak już minęły 4 lata z zadowalającym skutkiem.
Dynia Gleisdörfer Ölkürbis - agrotechnika
Obornika mamy pod dostatkiem, bo przez nasze gospodarstwo przechodzi co roku 11 tys. sztuk trzody – przekazuje właściciel. Przywożone są 6–7-kg prosięta, wyjeżdżają 30–40-kg warchlaki. Na nasze pola dajemy po 35 ton obornika na hektar, odbierają też rolnicy, którzy wcześniej dostarczają nam słomę. Potrzebujemy ponad 1000 bel słomy. Jej zwożenie trwa miesiąc. Tak więc nasza dynia na 12 ha jest dobrze nawieziona. Robimy badania gleby w Sitnie. Rok temu mieliśmy przekroczoną zawartość fosforu i potasu. Zalecono tylko azot na start i wapnowanie. W tym roku przerobię stary siewnik do wysiewu mocznika i granulowanego wapnia.
Nasiona odmiany Gleisdorfer Ölkürbis, pochodzące z Austrii, Olechowie kupują w firmie Dynpol. Nasiona są już zaprawione. Na 12 ha wysiewają 40 kg nasion. Zakupiony rumuński siewnik pneumatyczny do kukurydzy służy do siewu nasion dyni. W ostatnim roku siewy zaczęły się na początku maja i trwały tydzień. – Sialiśmy tylko po pół dnia, bo drugie pół pochłania praca w chlewni – mówi żona, Agnieszka. Między rzędami mamy odległość 120 cm, w rzędzie 40 cm, ale mąż zmieniał tarczę, żeby wypadało tylko po 1 nasionku – podkreśla gospodyni. – W tym roku, gdyby nie brona wirowa i wał, rośliny nie powschodziłyby – przekonuje pani Agnieszka.
Gdy tylko pojawiają się liścienie dyni, międzyrzędzia są wzruszane pielnikiem, na każde międzyrzędzie przypadają 3 gęsiostópki. Zabieg jest powtarzany, żeby nie dopuścić do zachwaszczenia. W drugiej połowie czerwca pojawia się komosa, którą wyrywają ręcznie. W minionym sezonie susza nie sprzyjała również chwastom.
Sławomir Olech jest z wykształcenia mechanikiem samochodowym. Osiem lat przepracował w Zespole Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Biłgoraju. Wspomina, że historyczny maluch nie ma przed nim tajemnic. Techniczna żyłka owocuje wieloma udoskonaleniami w gospodarstwie. Na przykład kupił za 500 zł opryskiwacz z 800-litrową beczką, służącą teraz do podlewania. Oprysk herbicydem, nawozem lub wodą jest wykonywany tylko na szerokości 30 cm (15 cm nad ziemią). W gospodarstwie nie ma nawadniania, bo pola są bardzo rozczłonkowane. Największe ma powierzchnię 1,2 ha.
– Pierwszy i zarazem ostatni zbiór dyni zrobiliśmy ręcznie, widłami – mówi gospodarz. Potem pojechaliśmy z synem do gospodarstwa pod Białą Podlaską, w którym cały dzień pracowaliśmy przy dyni za praktyczną wiedzę. Teraz mamy już zorganizowaną produkcję.
– Wjeżdżam na pole turem, zgarniając owoce w rzędy. Za mną jedzie syn z mulczerem, tnącym łęty i chwasty. Przy mulczerze jest deska równająca rzędy. Żona poprawia jeszcze widłami – do „ideału”.
Zbiór dyni kombajnem i suszenie
Pan Stanisław kupił turecki kombajn do zbioru dyni bez tzw. jeża – koła nakłuwającego i zbierającego owoce dyni. Zrobił je sam. – W pierwszym roku 4 ludzi wrzucało owoce do kombajnu, przez kilka godzin każdy z nas przerzucał ponad 20 ton, a teraz potrzebne są tylko 2 osoby i nie pracują tak ciężko – mówi zadowolony konstruktor. Młynek kombajnu rozdrabnia owoc dyni. Miąższ i skóra są wyrzucane na pole, użyźniając glebę, a nasiona poprzez taśmociąg trafiają do worków.
Kombajn pracuje co drugi dzień. Zebrane nasiona są kierowane prosto do suszarni urządzonej w piwnicy domu. – W pierwszym roku szuflowaliśmy nasiona, aby przyspieszyć wysychanie – wspomina pan Sławomir. Nie dość, że trzeba było się napracować, to jeszcze dużo nasion uszkadzaliśmy. Znów trzeba było trochę pogłówkować i wprawić w ruch łopatki przewracające nasiona. Ładujemy na sita 2,5 tony jednorazowo. Suszymy dobę, uzyskując 800–900 kg suchych nasion. Mamy suszarnię na węgiel, podłączoną do centralnego ogrzewania domu. Pod sitami suszarni jest 10 kaloryferów. Do wysuszenia jednego zasypu zużywamy 150 kg węgla. Dmuchawę pracującą w suszarni sprowadziliśmy z Niemiec.
W tym roku zbudujemy nową suszarnię w oddzielnym budynku. Pracując na jednym poziomie (nie w piwnicy) unikniemy dźwigania worków.
Na suszeniu nasion dyni obróbka się nie kończy
To jeszcze nie koniec. Wysuszone trafiają do betoniarki (po 3 worki 25-kg), w której przez 5 minut następuje oddzielenie od nasion pergaminowej błonki, wywiewanej dzięki dmuchawie skierowanej do wnętrza betoniarki. Potem jest jeszcze młynek lubelski WLR5 i taśmociąg, z którego są wybierane nasiona uszkodzone. Potem już tylko workowanie i magazynowanie.
W pierwszym roku (4 lata temu) cena 20 zł/kg nasion dodawała skrzydeł. W kolejnych sezonach spadła do 5 zł, by w aktualnym sezonie wzrosnąć do około 10 zł, zależnie od jakości. W ostatnim sezonie hektar uprawy dał w tym gospodarstwie 800–900 kg suchych nasion.
Dokąd trafia hrubieszowska dynia?
Firma Szarłat, tłocznia w Wieprzowie, tłocznie z Podkarpacia, z Białegostoku, tłocznia Semco ze Śmiłowa, firma Ros-Sweet z Łańcuta, piekarnie.
Katarzyna Wójcik