– Ktoś, kto nigdy tu nie uprawiał, nie da rady – przekonuje Anna Kropopek. Życie i praca tutaj to ciągłe zmaganie się z wieloma przeciwnościami – przyrody i biurokracji. Oprócz zagrożenia plantacji warzyw ze strony chorób i szkodników, jakie muszą przezwyciężać wszyscy producenci, tu jeszcze trwa walka z żywiołem.
Położona między Odrą, Regalicą i jeziorem Dąbie Wyspa Pucka jest sztucznym tworem, usypanym przez Niemców w procesie kopania Kanału Rybnego i Jeziora Portowego. Niewiele trzeba, by woda podczas wysokiego stanu w Odrze zrobiła tu spustoszenie, bo wyspa jest położona poniżej poziomu morza. Teren jest grząski – wyspa osiada. Widać to na poniemieckich budynkach, stawianych na palach. Dziś są one odsłonięte, a grunt znajduje się kilkadziesiąt centymetrów niżej. Symbolem wyspy był (już zburzony) „krzywy sklepik”, przechylony z powodu ruchu kołowego.
Druga trudność to walka ze szczecińską aglomeracją, która rozpycha się również na ten teren, przeznaczając grunty pod ogrody działkowe. Z powodu niespełnionych obietnic uwłaszczenia, rolnicy muszą bazować na dzierżawach, co w oczywisty sposób utrudnia rozwój produkcji. O dalszych problemach powiemy dalej. Dość na tym, że jest tu siedmiu „twardzieli”, którzy pozostali przy produkcji, karmiąc Szczecin warzywami doskonałej jakości.